Jak oswajać dziecko z muzyką? Jak pomóc odkryć talent muzyczny malucha?
Liczy się praca, nie same zdolności
Wywiadu udzieliła Anna Baran-Siemińska dyrektor Studia Muzycznego ARTE
Autor: Agnieszka Usiarczyk
portal ebobas.pl
Łagodzi obyczaje, uwrażliwia, rozwija, wycisza, pobudza, nastraja. Muzyka ma bardzo dobry wpływ na każdego człowieka, szczególnie młodego, który się rozwija. Warto zatem zadbać, by muzyka towarzyszyła dzieciom na co dzień.
Sokrates mawiał, że „wychowanie przez muzykę jest najznakomitsze, bowiem rytm i harmonia najgłębiej wnikają w duszę wzbudzając wykształcenie w niej odwagi i przyzwoitości. Wykształcenie muzyczne uchodzi za środek wychowawczy potężniejszy od innych”.
– Obok wielu bodźców, nie zawsze dobrych, bo zbyt hałaśliwych i bezwartościowych, ale mocno obecnych w naszym życiu (telewizja, komputer), muzyka jest tą dziedziną, która nas wzbogaca, bo kształtuje dobry gust. Praktyczne uprawianie muzyki rozwija kreatywność, zdolność logicznego myślenia, dobrą pamięć i koncentrację – mówi Anna Baran-Siemińska, dyrektor Studia Muzycznego ARTE.
Jak zacząć oswajanie z muzyką? Śpiewajmy melodie ludowe
Niektóre dzieci bardzo wcześnie reagują ruchem na rytm i dźwięki. W internecie mnóstwo jest śmiesznych filmów, na których bobas podryguje przy dźwiękach muzyki płynącej z telewizora.
– Gdy dzieci nauczą się chodzić, to reakcje na muzykę przemieniają się w ruchy bardziej skoordynowane, przypominają taniec i są już bardziej rytmiczne. Wystarczy popatrzeć na przedszkolaki, które podczas rytmiki maszerują w takt melodii granej przez nauczycielkę. Już wtedy widać, że niektóre robią to doskonale, idealnie w rytmie, a przecież nikt ich tego wcześniej nie uczył. To samo dotyczy śpiewania. Dzieci w wieku wczesnoprzedszkolnym mogą mieć już swoje ulubione piosenki, które śpiewa im ktoś z dorosłych lub są zasłyszane z radia, z płyt. U moich dzieci bardzo sprawdziło się śpiewanie prostych, popularnych melodii – mówi Anna Baran-Siemińska. – Pamiętam, że śpiewałam im ciągle kilka tych samych melodii typu „Panie Janie”, „Mało nas”, „Kurki trzy”, a nawet „Sto lat”. Zauważyłam wtedy, że nie potrafiły jeszcze dobrze mówić, a już śpiewały lub poprawnie nuciły. Dzieci w tym wieku próbują same śpiewać, wpierw krótkie i proste piosenki. Dlatego tak wartościowe są melodie ludowe, bo mają niewielką skalę, dużą powtarzalność motywów muzycznych, proste słowa. Można sądzić, że takie dziecko, które rytmicznie maszeruje i próbuje śpiewać nie jest obojętne na muzykę, ale skupia się na niej i próbuje słuchać. To z kolei może oznaczać, że ma słuch muzyczny, z którego chce i umie korzystać – dodaje. To jest często impulsem dla rodzica, aby zacząć kierować edukacją muzyczną dziecka.
Jak rozwijać muzyczne pasje? Koncert najpierw opowiedziany
Fascynację dziecka muzyką można rozwijać poprzez śpiewanie, słuchanie płyt z piosenkami i słuchowiskami muzycznymi, zapisanie na dodatkowe zajęcia muzyczne (ważne by były adekwatne do wieku), kontakt z dobrym, doświadczonym nauczycielem (warto skorzystać z lekcji próbnej) kupno instrumentu. – Jeśli dziecko cały czas, przez wiele miesięcy czy nawet przez kilka lat, przejawia radość z nauki, lubi swojego nauczyciela, jest chętne do współpracy, to jest to idealny kandydat np. do szkoły muzycznej. Nawet jeśli edukacja zakończy się na I stopniu, to doświadczenie zdobyte w szkole i wszystkie umiejętności zaprocentują w dorosłym życiu – dodaje.
Warto też wybrać się na koncerty dla dzieci, np. do filharmonii, do domów kultury. – Chociaż uważam, że taka wiedza „podana” trzy, czterolatkowi dopiero wtedy w pełni będzie wykorzystana, jeśli przygotujemy odpowiedni grunt, np. porozmawiamy wcześniej z dzieckiem, nastawimy go na odbiór muzyki, opowiemy co się będzie działo podczas koncertu. Ważne jest też, żeby po koncercie zapytać o wrażenia, wyczuć czy dziecku się podobało. Cenne byłoby wykonanie przez dziecko rysunku opowiadającego o tym, co się działo na scenie albo związanego z przeżyciami wywołanymi muzyką – mówi Anna Baran-Siemińska.
Kiedy uczyć dziecko muzyki? Byle nie za wcześnie
Jeśli mały człowiek wykazuje zainteresowanie muzyką, można się zastanowić nad sensem nauki gry na instrumencie czy nauki śpiewu. Metodę nauczania gry na instrumencie bardzo małych dzieci (3-5 lat) stworzył japoński skrzypek Shinichi Suzuki już w latach 40. i 50. tych XX wieku. Polega ona na naśladowaniu dorosłych. Metoda ta doczekała się wielu popularyzatorów. W Polsce istnieje Centrum Edukacji Suzuki w Warszawie. Nauczyciele, którzy chcą wdrożyć tę metodę, muszą ukończyć kursy. Metoda wymaga bardzo dużego zaangażowania rodzica. Metodą Suzuki można nauczyć grać każde dziecko, nie tylko szczególnie uzdolnione.
– Nie jestem zwolenniczką zbyt wczesnego rozpoczynania nauki gry na instrumencie. Nie mamy w Polsce metodyki nauczania gry na instrumencie dzieci w wieku do 5 lat. Absolwenci Uniwersytetów Muzycznych wychodzą z uczelni z wiedzą, jak uczyć dzieci w wieku szkolnym. Tak są nauczeni, znają metodykę, repertuar i mają przygotowanie pedagogiczne. Nauczyciele, którzy podejmują się nauki dzieci do lat 5, są pionierami w tej dziedzinie i tak naprawdę ciągle poszukują dobrych i skutecznych sposobów. I tu liczy się kreatywność, pomysłowość i umiejętności improwizacji nauczyciela. Bo dzieci nie lubią nudy, ciągle coś się musi dziać, do tak wymagającego ucznia, jak trzy i czterolatek najlepiej dotrzeć przez zabawę – mówi Anna Baran-Siemińska.
Ekspertka poleca nauczycielom podręczniki zawierające utwory, które dzieci poznają nie znając nut, tzw. metodę beznutową (Krystyna Longchamps-Druszkiewiczowa), utwory grane na czarnych klawiszach, które łatwiej znaleźć na klawiaturze (Maria Grzebalska), piosenki grane wspólnie z nauczycielem (Ludmiła Bass) lub książkę z ćwiczeniami na wzmocnienie palców, stawów i niezależność palców (Maria Niemira). – To dość proste i ciekawe sposoby na naukę nawet najmłodszych – mówi Baran-Siemińska. Należy jednak pamiętać, że są to publikacje, które nie zastąpią nauczyciela instrumentalisty z przygotowaniem pedagogicznym i metodycznym.
Sam talent do muzyki nie wystarczy do kariery muzyka
Zdarza się, że dziecko zafascynowane muzyką, uzdolnione, wcale nie będzie chciało rozwijać się w tym kierunku. Nie należy jednak naciskać. – Spotkałam w swej pracy talenty, które mimo początkowego blasku, nie rozwinęły się. Znałam dziewczynkę, która miała piękną barwę głosu, śpiewała jak dojrzała wokalistka jazzowa. Ale jej zainteresowania skierowały się ku nauce języków obcych. Uczyłam też chłopca, który miał świetny słuch, pamięć muzyczną, szybko się uczył. Zaczął jeździć na konkursy, zdobywać nagrody. Jednocześnie bardzo intensywnie trenował pływanie. W końcu to miłość do sportu i rywalizacji wzięła górę. Czy to były zmarnowane talenty? A może to były tylko wielkie uzdolnienia. Jedno jest pewne: tylko podparty pracą talent ma szansę zaistnieć. Niektórzy mawiają, że wystarczy zaledwie 10 proc. talentu, reszta to praca – mówi ekspertka.